A: Ojej, ojej, spójrz tam! Ale stado! To na pewno są antylopy gnu. Ale piękne!
M: No ładne, faktycznie sporo ich. A skąd wiesz, że to antylopy gnu???
A: Jak to skąd… Przecież tak było w Królu Lwie!!!
M: Hmm… <uśmiech>
Czyli mniej więcej tak przebiegały nasze ‘uczone’ rozmowy o całkiem bogatej faunie i florze bodajże największego rezerwatu przyrody w Afryce – Kruger National Park. Disneyowski Król Lew okazał się nieocenionym źródłem wiedzy, hakuna matata :) A poza antylopami (mniejsza już z tym czy gnu, czy nie) udało nam się jeszcze całkiem sporo zwierzy ‘upolować’, choć czasem nie do końca było wiadomo, kto myśliwym, a kto zwierzyną. Ot, taka sytuacja:
Park Krugera to kto wie czy nie najbardziej znana atrakcja turystyczna Południowej Afryki i, jak już wspomniałem, całkiem sporych rozmiarów rezerwat przyrody. Wyobraźcie sobie np. województwo łódzkie (wiadomo, najpiękniejsze ;) ), dołóżcie jeszcze ok 1000 km^2, rozciągnijcie na długość ok 350 km, trochę zwęźcie do jakichś 60 km, ogrodźcie porządną siatką, wpuśćcie trochę zwierzy (choć u nas też da się znaleźć całkiem ciekawe ‘okazy’) i na koniec oczyma wyobraźni przenieście całość na granicę z… nie, nie, nie Zgierzem, Mozambikiem! Ok, trochę mnie poniosło, nie mogłem sobie odmówić :) Podsumowując – duże to!
Aby zwiedzać ów przybytek raczej niezbędne jest auto, niekoniecznie 4×4. Wjeżdża się na teren parku przez określone bramy, które są otwarte od wschodu do zachodu słońca (oczywiście różnie o różnych porach roku). Oczywiście ‘drobne’ klimatyczne za każdy dzień pobytu trzeba ujscić. A w parku? Po pierwsze nie można za szybko jechać, bo policyjne radary pochowane są w krzakach, serio. Po drugie nie można z auta wysiadać (poza wyznaczonymi miejscami), bo i dzikie zwierza obok tych radarów można spotkać. Tak więc powolutku jedzie się przez całkiem ładne okoliczności przyrody i patrzy się, podziwia, szuka… wypatruje WIELKIEJ PIĄTKI! Czyli pięciu naj zwierzy tegoż parku: lwa, lamparta, bawołu, słonia i nosorożca. Taki sport narodowy (obok grillowania wołowiny). My akurat nie mieliśmy wielkich ambicji do ‘odhaczenia’ tej atrakcji , ale było blisko! Zabrakło lamparta… ale cała reszta całkiem ok. Stada zgrabnych antylop (już wiem, chyba impala), słonie zaloty, harce małp, leniwa siesta gromadki lwów, spacer małego nosorożca z mamusią, wieczorne ‘śpiewy’ hipopotamów (strasznie głośne!), czujne strusie spojrzenia, przebiegająca na ok 1m od nas hiena, czy stadko żyraf pożerających wszystkie drzewa dookoła – fajna sprawa!
A jak się już człowiek na to wszystko napatrzy, odhaczy wielką piątkę i zapełni karty pamięci fotoaparatów terabajtami tych samych ujęć małego hipopotamka, to trzeba się gdzieś w końcu udać na spoczynek. Oj, chce się już wyjść z tego auta! Na terenie parku jest bodajże kilkanaście kempingów. Można tam rozbić namiot, wynająć mały domek lub całkiem luksusowy apartament i… zdecydowanie warto mieć rezerwację! My rozumowaliśmy tak: jest zima – chyba tłumów pod namiotami nie będzie – błąd! Przy wjeździe do parku miła pani z obsługi poinformowała nas, że akurat mamy wielkie szczęście i zwolniło się jedno miejsce na namiot na kempingu nieopodal. Myślę sobie ‘jasne, świetny marketing’. Po dotarciu na ów kemp rozmowa z kolejną miłą panią na recepcji i pytanie czy możemy zarezerwować w następnym miejscu jakieś dwa metry kwadratowe na nasz mały, przenośny domek. Pani z powagą, że sprawdzi, ale nie może obiecać, hmm.. Po chwili, że wielkie szczęście, cud niemalże, zwolniło się miejsce! Myślę sobie ‘ok, czyli tak ich na szkoleniach uczą, naiwniaki’. No i cóż, za trzecim razem koleina pani (tym razem apatyczna taka) nie informuje nas, żeśmy w czepku urodzeni i akurat zwolniło się miejsce… Ku naszemu zdziwieniu dostajemy informację, że kolejnej nocy wszystkie miejsca namiotowe w całym (!) parku są zarezerwowane i nic dla nas nie ma. Musimy opuścić park. Koniec. Taka sytuacja. Ale w sumie nie wyszło źle bo, wierzcie mi, trzy dni super, ale wystarczą :)
Jeszcze z takich drobnych info praktycznych: wszystko, łącznie z cenami, można znaleźć na stronie parku (www.sanparks.org/parks/kruger/default.php ). Prawie na każdym kempingu jest stacja benzynowa i całkiem nieźle zaopatrzony market (z proporcjami 50/50 jedzenie/pamiątki) i nawet znośnymi cenami. Sam park jest położony na terenach zagrożonych malarią. Zimą ryzyko zarażenia się jest niskie, acz podobno nadal jest. My stwierdziliśmy, że nie ma co, chuchamy na zimne i odpowiednią dawkę Malaronu nabyliśmy w jednej z najlepszych Aptek Pod Słońcem, a przynajmniej w LDZ ;)
No i cóż, wycieczka powoli dobiega końca, mięśnie odmawiają współpracy, ale pięknie jest! Zapraszam na foto-safari :)
Ps. 10^2 Alex, the DUDE!